pl

Rozdział 1: Jak to się wszystko zaczęło


Wracasz z delegacji do domu.

Cisza. Księżniczek nie ma. Powietrze ciężkie jak beton na klatce.


Królowa siedzi na kanapie.

Wzrok jak pielęgniarka z OIOM-u, która właśnie odłącza aparaturę.


"Musimy porozmawiać…"


A potem strzał prosto w serce:

"Nie chcę już z tobą być.

To nie działa.

Najlepiej będzie, jak się wyprowadzisz."


Pytasz:

"Masz kogoś?

Spróbujemy terapii?"


Chłodna odpowiedź:

"Nie. Po prostu odejdź."


I ty siedzisz we własnym mieszkaniu,

ale nagle nie jesteś tu mile widziany.


Król bez tronu.

A ktoś jeszcze trzyma ci drzwi.

Final Call


Zabierasz swoje księżniczki na działkę.

Śmiech. Las. Normalny świat.

Ta chwila tuż przed nadepnięciem na minę.


Wieczorem siadasz na dworze, patrzysz w górę

i nie prosisz o cuda — tylko o siłę.


Wracasz "do domu".

Księżniczki przechodzą przesłuchanie CIA:

co jadły, ile bobków,

czy przypadkiem nie były za bardzo szczęśliwe z tatą.


Ty pakujesz walizkę.

Wpychasz do niej rzeczy i ostatnie resztki godności.


Przytulasz dziewczynki.

Pocałunek w włoski.

A ten ich zapach — to właśnie trzyma cię przy życiu.


Odwracasz się do królowej:


"Arrivederci."


BUM. Drzwi.

A życie wali ci się na głowę jak blok w słowackim dokumencie.

Decyzja

Hotel.

Piwo.

Drugie.

Cisza krzyczy głośniej niż trąbki heroldów.


Masz dwie opcje:

1. spić się na amen

2. albo wstać i walczyć.


Wybrałem walkę.

Choć pierwsze dni wyglądały raczej na wersję rum-terapii.


Potrzebuję mieszkania.

Nie dla siebie.

Dla nich.


Dzwonię do agentki:


"Nie interesuje mnie oglądanie.

Chcę być blisko moich dzieci.

Wyślę pieniądze."


Po dwóch godzinach masz klucze.


Nowe mieszkanie.

Łóżko. Jeden kubek. Jedna łyżka.

I mnóstwo miejsca na wyrzuty sumienia.


Siedzę na balkonie.

Patrzę na plac zabaw.

Moje dziewczynki się bawią.


Jeszcze tydzień temu?

Tata 24/7.

Teraz?

Obserwator z drugiej strony ulicy.


A perełka od królowej:


"Możesz przyjść kiedy chcesz zobaczyć dziewczynki i zrobić sobie pranie."


Dzięki, ogromny zaszczyt.

Naprawdę.


Wyryć w kamieniu.

I dać papier ścierny.

Dużo papieru.

Będzie potrzebny.

Oj, ta technika

Idę "do domu" zrobić pranie.

Wspólne zdjęcia zniknęły.

Wszędzie tylko ona i dzieci.

Taty? Jakby nigdy nie było.


Królowa z uśmiechem podaje laptop:


"Chodzi dziwnie, możesz go naprawić?"


No jasne.

Jeszcze ci podleję kwiatki i wypoleruję honorowy miecz.


Wieczorem otwieram ten laptop.

I BACH — Facebook.

Nie mój. Jej.

Zalogowany automatycznie.

Karma ma perfekcyjne wyczucie czasu.


Na dole otwarta rozmowa z BFF group.

A tam?


Zdjęcia. Serduszka.

Nowy książę. Nowe życie.


Królowa śmieje się jak finalistka Miss Obwodnica Krakówa.

A do mnie dociera, że kiedy ja siedziałem na działce, próbując ratować rodzinę…


…ona już dawno przeniosła uczucia i ciało.


"Dobrze… no to jedziemy."


Piszę jej, że wiem.

Ona: "On nie jest powód."

Aha. Jasne. To chyba Kubuś Puchatek.


A teściowa?

Tydzień wcześniej:

"Na pewno nikogo nie ma, ona tylko potrzebuje czasu…"


Też wiedziała.

Oscar w drodze, bitte schön.


W jednej sekundzie odkrywasz, że jesteś ostatnim frajerem w tym teatrze.


I masz tylko dwie opcje:

rozpaść się

albo wyprostować kręgosłup.


Wybrałem drugą.


Ostatnia noc naiwnego mężczyzny

Siedzę z prawnikiem, nazywa się Big John.

"Jeśli chcesz porozumienia — pomogę ci. Jeśli wojny — znam ludzi, którzy pomogą ci ją prowadzić."


Spisujemy wniosek:

– nie chcę rozwodu, ale widzę realność

– podział majątku? OK, ale uczciwy

– dzieci — opieka naprzemienna, bo nie jestem weekendową atrakcją


Wysyłam.


Po pięciu minutach odpowiedź.

Zimna jak kafelki w kostnicy:


"Przeczytałam kawałek twojego maila i mówię ci wprost: dziewczynki będą w MOJEJ opiece, a ty będziesz płacił. Wybierz sobie weekendy. Koniec tematu. W sądzie — pa."


Piekło — LEVEL MASTER odblokowany.

Pitbull Przemek

Następnego dnia list od prawnika Królowej — Pitbull Przemek.

Słowa jak skalpel, ale taki bardzo tępy.

Klasyczne Ctrl+C → Ctrl+V z wczorajszej opowieści klientki.

Byle dobrze skasować.


Mantra z jego świętej księgi z katedry Świętego Alimenta:

"Według mojej klientki mieszkanie ma wartość xyz milonów."

Kredyt? Nie istnieje.

Auto po 150 000 km? Cena jak za nowe.


Ładnie płacić xyz tysięcy miesięcznie, bo to "nie są najtańsze dzieci" —

tak mówi Pitbull Przemo, odkładając kalkulator do szuflady.

Prosta matematyka. Ty masz siedzieć cicho i płacić.


A teraz hit wieczoru:

"Ojciec nie potrafi zająć się dwójką małych dzieci."


Serio?

A kto je karmił w nocy?

Kto je sam woził na weekendy, kiedy jeszcze były w pieluchach?

Kto robił butelki o trzeciej nad ranem?

Kto czuwał przy każdej gorączce?

Podczas gdy madame jechała z BFF na koncert, a insta stories leciały jak newsroom?


Ale jasne — teraz nagle jestem facetem, który nie potrafi nawet założyć rajstopek.


W tej chwili masz ochotę napisać Przemkowi:

"Panie magistrze, może oddać panu jeszcze wczorajszy mocz, żeby było sprawiedliwie?"

A potem mówisz sobie — dość milczenia.

🦄 Narodziny Unicorn Dad

Siedzę w nowym mieszkaniu.

Złamany. Pusty. Głowa pełna wściekłości i strachu.

"Dlaczego ja? Co ja komu zrobiłem?"


Płaczesz.

Potem cię to wkurwia.

Potem chcesz rozwalić cały świat.


A potem… przestajesz jęczeć.

Bo w środku budzi się coś innego.


Zranione zwierzę.

A najgorsze zderzenie w naturze to właśnie ze zranionym zwierzęciem —

bo ono nie walczy o zwycięstwo.

Ono walczy o krew. O młode. O rodzinę.


Korona w dół.


Dziewczynki kochają jednorożce?

To dla nich nim zostanę.


Będę srał tęczą, miał magiczny róg…

I zaopiekuję się nimi, choćbym musiał walczyć

z wichrem i z całym systemem prawnym naraz.


Dwie księżniczki.

Kręgosłup z tytanu.

I ojciec, który NIGDY się nie podda.


To nie jest koniec.

To jest wejście.


I nikt nie zrobi ze mnie weekendowego tatusia.

Jestem Unicorn Dad.

A to był pierwszy strzał.

Rozdział 2