Rozdział 3: Świat w płomieniach & uśmiech dla dwóch księżniczek

Sobota – czas powiedzieć to rodzicom
Po pięknym poranku z księżniczkami, choć to były tylko 2 godziny, jadę do rodziców.
Siedzą przy stole.
Nie wiedzą. Czują. Ale nie wiedzą.
A ja stoję tam jak król, który wrócił z bitwy bez miecza i z pół serca.
"Opuściła mnie Królowa.
Księżniczki są OK.
Ja też będę.
Tylko… potrzebuję chwile.
Nie pytajcie. Po prostu bądźcie."
Przytulili mnie.
Nie padło ani jedno pytanie.
Tego dnia zrozumiałem, że rodzice nie muszą mówić, żeby cię trzymać.
I że facet może upaść — ale nie obok swoich księżniczek.
Niedziela – pytania, które bolą bardziej niż adwokat
Rano. Jedziemy do domu.
W aucie cisza.
A potem z tyłu cichy głosik:
"Tatusiu… dlaczego już nie mieszkamy razem? I kto to jest ten nowy wujek?"
To cię nie wyłącza.
To cię rozkłada na części.
Ale dziecka nie ranisz prawdą dla dorosłych.
Dostaje prawdę dla czystych istot.
"Tata tu jest. I zawsze będzie.
A nawet jeśli teraz tata i mamusia mieszkają osobno,
oboje kochamy was niesamowicie mocno.
Jesteście naszym wszystkim."
Mała rączka łapie mój palec.
Drugi głosik: "Tatusiu, bardzo cię kocham."
I nagle mam siłę podnieść cały świat.
Księżniczki zasypiają.
Ja prowadzę.
A w głowie wciąż echo słów, które Królowa powtarza mi bez końca:
"Ja do niczego nie potrzebuję twojej zgody, nie wiem, kiedy wreszcie to zrozumiesz."
"Mogę zabrać dzieci nawet na drugi koniec świata, wystarczy, że powiem ci, gdzie są…"
"Przyjedź sobie nawet z prezydentem jutro, skoro ani MOPS, ani prawniczka nic nie wskórali."
W tej chwili rozumiesz, czym jest prawdziwa walka.
I kto ją naprawdę toczy.
MOPS - Ministerstwo zdań typu: Musicie się dogadać
Poniedziałek. MOPS.
Królowa oznajmia:
"Daję mu maksymalnie 10 dni w miesiącu. Niech sobie wybierze jak.
Dzieci są małe. I tak więcej nie ogarnie."
Jasne, musi przecież zostać kilka dni też dla babci i dziadka.
MOPS?
Zen jak po trzeciej jodze i trzecim prosecco:
"Musicie się dogadać."
No jasne. A Grinch musi kochać święta.
Gdybyśmy mogli się dogadać, to chyba bym tu nie siedział, nie?
Wynik?
Tymczasowa umowa:
Do końca sierpnia zmiana tydzień na tydzień.
Potem:
tydzień nieparzysty czwartek–niedziela u mnie,
tydzień parzysty wtorek–czwartek.
A jako bonus jedno poniedziałkowe popołudnie — no kur*a jackpot, nie?
Innymi słowy:
Księżniczki dostanę na przydział.
Jak mydełko w hotelu.
Tylko że… nadal tu jestem.
I nadal stoję.
Pepco vs Gucci
Chrzest siostrzeńca.
Prosisz o sukienki dla księżniczek.
Oczekuję, że Królowa — właścicielka sklepu z księżniczkowymi kreacjami — ubierze małe damy na chrzest jak księżniczki z Wersalu.
Znajduję jedną torbę.
W środku: jedna sukienka.
Dwoje dzieci. Jedna sukienka.
Matematyka jak praca dyplomowa na Uniwersytecie Królewskiej Bajkowej Logiki.
I wiadomość od Królowej:
"Kup im swoje rzeczy. Kasy masz wystarczająco. Nasze byś znowu źle wyprał."
Nasze, wasze, moje, twoje — jak akurat pasuje.
Tak. Jestem tata.
Czyli automatyczny idiota od prania.
Logika stulecia.
A złote sztabki sram od ręki, tak samo jak tęczę.
Podsumowanie:
w zeszłym tygodniu wysyłam Królowej xyz tysięcy na ubrania dla księżniczek…
A teraz idę do Pepco, Zary itd., bo "moje" rzeczy są u niej.
A ona w tym czasie w Gucci i & Insta Stories, jak okładka Vogue.
Luks, chill i proseczko.
Ale potem mi dochodzi —
jestem Unicorn Dad.
Zero użalania się.
Zero płaczu między legginsami a licencjonowaną Anną z Frozen za 5,99 złotych.
Bo księżniczki zasługują na to, żeby być księżniczkami.
Nawet gdybym miał wydłubać złoto z ziemi łyżeczką..
Przemek dociska śrubę
Pitbull Przemek pisze jak syrena alarmowa:
"Ma WYPADNĄĆ. Ma zapłacić. Ma ustąpić. Ma podpisać."
Jasne, stary.
Tylko dopiję kawę i wytrę jednorożcowi łezkę z rogu.
Jadę więc do mojej prawniczki, wojowniczki.
Big John mówił, że mi pomoże fest.
Nie widziałem jej 5 lat. Wciąż jest sztosem. Kobra.
Podajemy sobie ręce i na sekundę zatrzymuje się ziemia.
Co to właśnie było?!
Trochę mnie to kopnęło!
Siadamy, omawiamy, atmosfera jak przy składaniu rycerskiej przysięgi.
Wychodzę i myślę sobie:
"Powinniśmy pójść na drinka."
Ale ona nie ma czasu — klasyk.
Tata po rozstaniu to nie jest wolna dyscyplina dla dworskich olimpijek.
Ale wracam do domu z pocitem, że świat może jednak nie jest tylko z gówna zrobiony.
SMS, która uruchomi piekło
Jadę pociągiem z powrotem do domu. Postój na stacji.
Telefon wibruje: Próba wypłaty z karty.
Co proszę?!
Od razu mi dochodzi.
Zostawiłeś kartę kredytową w domu, geniuszu.
Druga notyfikacja.
Druga próba – nic…
A potem przychodzi SMS od Królowej - trzecia próba udana:
"Cześć, wypłaciłam z majątku wspólnego xyz tys. zł. Na samochód, żebyś wiedział."
No super, dzięki za info!
Natychmiast blokuję kartę.
Mam szczęście – gdyby to się stalo gdzieś w dupie bez zasięgu, wyczyściłaby rachunek jednym klikiem.
A więc kasa na auto, tak?
Serce wali mi jak młot pneumatyczny w marmur.
Wzrokiem pcham to Pendolino jak Gagarin swoją rakietę, żeby tylko wrócić na Ziemię.
Już chcę być w domu!
I do głowy wchodzi jedna jedyna myśl:
To nie jest rozwód.
To jest wojna.
Sycylijska wymiana kluczy
Wracam do domu. Otwieram garaż.
A tam – obok mojego rumaka – obce BMW.
Kupione za moje pieniądze.
Z karty, którą JEDYNĄ zostawiłem gdzieś na dnie torby podróżnej.
W zamkniętej przegródce.
Dobrze ukrytą.
Przynajmniej tak mi się wydawało.
Chcę wyjechać, zgłosić nielegalną wypłatę.
Szukam kluczy do swojego auta.
Nic.
Tylko klucze od jej BMW.
Wpadam do mieszkania, królowa zamknięta w sypialni.
Wołam:
"Mam klucze od BMW.
Daj mi klucze do MOJEGO auta."
Z sypialni słychać tupot.
Drzwi wylatują jak po nalocie.
Rzuca we mnie kluczami.
Ja rzucam w nią tymi od BMW.
Sycylia.
Brakowało tylko kozy i burmistrza.
Wellness retreat
Koniec sierpnia 2023.
Kilka dni do początku września.
Ona wsiada do BMW.
Ja do swojego auta.
Ja: na policję.
Ona: na wellness z Trzmielkiem.
Kasa jest, to jedziemy kochanie.
Instagram story:
✨ "Self-care. Uzupełniam energię. Jestem totalnie spokojna." ✨
Jasne.
Właśnie wyczyściłaś konto i uciekłaś do wellnessu.
Szach-mat.
Policja, bóg ratuj...
Zgłaszam wypłatę pieniędzy.
Od kobiety, która ze mną NIE mieszka,
za dwa dni wyprowadza się na dobre
i jesteśmy w trakcie rozwodu.
Policjant — pytanie stulecia:
"Czyli ukradła panu pieniądze… żona?
Pan tak serio?"
I daje dalej:
" Ona może wypłacić WSZYSTKO. Jest malzonka.
Niech się pan cieszy, że nie zostawiła dziury w skrzyni."
No to fajnie, Bóg zapłać...
Przeprowadzka
Królowa po dwóch dniach w wellness wraca po "swoje rzeczy"
i zabiera wszystko, co jej pasuje.
Wyprowadza się na dobre.
Policja asystuje przy przeprowadzce —
tak jak będzie to robić jeszcze wiele razy,
bo nawet jałowy dramat potrzebuje reżyserii.
Ale wybiegam w przyszłość,
jest dopiero rano.
A show… właśnie się zaczyna.
