pl

Rozdział 5: Love is in the air

(czyli kiedy Król przestaje się topić i po raz pierwszy zaczerpnie powietrza)


Dzwoni OSPOD. Zaczyna się zabawa.

"Panie Królu, prosimy o stawienie się na spotkanie osobiste. Ma pan pierwszy termin rozprawy."


Świetnie.

To jest zdanie, które chce usłyszeć każdy, kto ma psychikę w konsystencji okruszków z Margotki.


Idę tam.

Otwieram drzwi…


A Królowa już siedzi.

Wypolerowana, wyspana, ready-to-kill.

Wygląda, jakby OSPOD postawił dla niej backstage namiot z wizażystką i trenerem energii.


Urzędniczka odpala urzędniczego Windowsa XP:


"To jak u was działa opieka naprzemienna nad księżniczkami?"


Król:

"No… jak jest napisane, to działa. Nie jak Disney, bardziej Tarantino for kids, ale działa."


Królowa kiwa.

Nabiera powietrza.

I ja już wiem, że nadciąga wielkie złe.

Rozdział Królowej o standardzie



Królowa zaczyna:


"Ja bym to zostawiła tak, jak jest. ALE… skoro rozprawa się przesuwa, to mi się kończy soczek."


Soczek.

No jasne.

Organiczna, tłoczoną na zimno lemoniada, produkowana głównie z mojego konta, ręcznie zbierana.


Kontynuuje:


"To nie są najtańsze dzieci. A tu masz kilka zdjęć."


Zdjęcia.

Oczywiście.

Manipulacyjne kombo. Karta Pokémon w rzadkości Ultra Rare: edycja Królowej.


Mój mózg:


"Ja to k**wa wiem.

Mam je jedną trzecią miesiąca. Gotuję, piorę, kupuję, negocjuję pokój między księżniczkami.

Logistyka jak Amazon Prime.


Gdybyś ich nie przerzucała ciągle najlepszej babci przez płot, też byś to wiedziała.


I pamiętasz, że pod koniec sierpnia Król wysłał złotka na jesienną kolekcję fashion?

Na początku września nie mają nic.

Chyba to zjadła czarna dziura.

Wszechświat jest nieprzewidywalny."


Królowa się uśmiecha i dorzuca:


"Jeśli się dziś nie dogadamy, sąd zrobi z tego rakietę."


Tak.

Widzę w jej oczach rakietę NASA razem z wyrzutnią.


OSPOD dodaje:


"Musicie się dogadać."


Ich znak towarowy.

Jak gdy IT mówi: "proszę zrestartować komputer" nawet przy wybuchu trafostacji.


Król proponuje:


"Dorzucę do standardu w międzyczasie, ALE chcę księżniczki więcej niż 1/3 czasu."


Królowa słyszy tylko "dorzucę".

Resztę jej mózg traktuje jak spam.


I dokłada perełkę:


"Tylko uprzedzam, Królu: księżniczki będą w mojej opiece, żaden sąd ci takich małych księżniczek nie da nawet do opieki naprzemiennej, musiałabym być na odwyku…"

A potem dopieka:


"Może przyszłam z gołą dupą, ale na pewno z nią nie odejdę, spokojnie :)"


Ta linijka zasługuje na własny merch.

Złotymi literami.


Królowa podaje papier:


"Ale chcę się dogadać. Podpisz tutaj. Czarno na białym."


Wybór jak z piekła:

piekielny ogień 1 kontra piekielny ogień 2.


Król czuje, jak mu się przewraca żołądek.

"Co macie dalej?" pytam OSPOD, już prawie zgięty wpół.


"Mediacja," odpowiada urzędniczka.


Dobrze.

Idziemy.

Precz.

Jeszcze minuta i zacznę płakać w segregatory.


Kobra wchodzi na scenę


Mamy pierwszy termin rozprawy.

Ale Król zajmuje się już czymś innym — Kobrą.


Od czasu, kiedy Królowa wysysała moją królewską skarbnicę odkurzaczem Dyson Supreme Bitch Deluxe,

z Kobrą omawialiśmy tylko sprawy zawodowe.


Ale potem…

potem przyszło pierwsze tokanko.


Zaczęło się niewinnie:

"Dzięki za dziś, naładowało mi to baterie."


Ja patrzę jak cielę na malowane wrota:

"Nie ma za co, śpij słodko."


Kobra:

"Ojej, to miało być do innego samczyka, mam was zapisanych pod sobą."


Król:

"Jasne… to dobranoc."


I od tej chwili poszło.

Każdego wieczoru.

Tokanko.

Nasza własna podcastowa miniseria.


Dzienna rutyna Króla:

znieść złote jajko → przedszkole → plac zabaw → kąpiel → księżniczki spać → tokanko z Kobrą.


Wieczorne talk-show, które przywraca tętno.

Najlepsza część dnia.

Książka o Franciszku Moravcu w tym czasie umiera ze starości.


Uwaga: czasem Król dostawał też zaproszenia od innych samiczek na wino, szachy albo zdjęcie "na przepędzenie smutków".

Niektóre w bardzo udanym Full HD, od góry do dołu, mamma mia…


Ale Król nie jest w trybie plasterka.

Król potrzebuje sojusznika.


A Kobra?

Kobra nie jest plasterkiem.

Kobra to restart systemu.

Randka



Sędzia zachorowała.

Sądowa szarada się przesuwa.

Randka spada…?


Kobra bez kompromisów:

"Nie. I tak jadę do twojego królestwa. Widzimy się wieczorem, jestem głodna!"


Król przyjeżdża…

i oczy wypadają mu z czaszki jak migdały z szafki.


Jezu, co za sztuka!

Jak powiedziałby dziadek: Gotowe, wymalowane.

Nagle czujesz się jak nastolatek — ale bez trądziku.


A cały wszechświat robi pauzę, żeby im nic nie przeszkadzało.


Śmiech. Chemia. Timing.

Jakbyś wpadł do filmu, w którym pierwszy raz nie jesteś tym gościem z tła,

co nosi drinki.


Restauracja musi ich wyrzucić. Adios, amigos.

Dosłownie.

Inaczej obudziliby się rano przy barze.


Król odwozi ją do domu.

"Dzięki za wieczór."

"Ja też. Pa."

Uśmiech.

I puff.

Zniknęła jak para nad garnkiem.


Król stoi przy aucie jak bokser po KO:

"Co to, do diabła, było? Byłem tam? Czy tylko statystowałem?"


Czeka wieczorne tokanko.

Cisza.

Król kładzie się:

"Jestem tragiczny. Totalnie."


Rano:

pip

"Nie miałam zasięgu. Wtopa.

Idziemy na spacer?"


A Król…

Król czuje coś, o czym myślał, że mu dawno obumarło.


Życie.

Radość.

Nadzieję.


Finał rozdziału dla twardych zawodników

Stoję na wzgórzu.

Wiatr wieje, słońce praży, a moje płuca — po miesiącach toksycznego powietrza —

po raz pierwszy rozumieją, że istnieje inny tlen niż sądowy.


Obok mnie idzie Kobra.

I po raz pierwszy przychodzi mi do głowy:


To nie chodzi o przetrwanie.

To chodzi o to, żeby znowu zacząć żyć.


Nie idealny happy end.

Nie różowa tęcza.

Raczej twarda, lekko cyniczna, piękna rzeczywistość, w której Król myśli:


"Może świat chciał mnie zdmuchnąć…

ale ja wciąż tu jestem.

I stoję, k***a, dobrze."


"Wczoraj skreślony. Dziś zwycięzca.

Takie jest życie królów."


A Król wie:

Unicorn Dad mode: ON.

A teraz trzeba tylko delikatnie dać panience do zrozumienia,

że Król nie jest dekoracją…

Król jest celem.


Love is in the air!


Rozdzial 6